sobota, 6 grudnia 2014

Rozdział III - Pegaz który przeżył...

- Plebsy nie gadają ona latają na pegazach jak chce szlachta! -powiedziałam dumnie wypinając pierś niczym król, co chwali się swą nową szatą albo lew... I dlaczego mi się to od razu skojarzyło z Lannisterami? No tak, bo dzieliłaś pokój w internacie z dziewczyną, która nałogowo to oglądała i czytała Grę o Tron przed snem. Może, dlatego teraz zbytnio normalna nie jesteś... Bo kto w wieku 13 lat ogląda jak no cóż... Chyba się rozumie, o co chodzi... I wcale nie widzę w wyobraźni delikatnie uniesionych rączek chłopców...
- Nie wiedziałem, że jestem plebsem. -smutna minka jak u zbitego psa na mnie nie działała albo jak to kiedyś gdzieś słyszałam, mina srającego kota. Lecz ten nadal próbował jakby mu to coś pomogło...
- Teraz już wiesz -uśmiechnęłam się szelmowsko. -A jako że jestem szlachtą masz rozkaz lecieć ze mną amatorze kwaśnych jabłek! Pegazy już zaprzęgnięte przez mojego niewolnika...
- Nie pozwalasz zbyt sobie So? -spytała Nicole.
- Okej... Przez moją służkę - zaśmiałam się, po czym nagle skupiłam się łącząc parę wątków.- Rudą służkę grała aktorka, która grała Ygritte w Grze o tron....
- You  know nothing Sophie McCoffin. -uśmiechnęła się tajemniczo a ja odskoczyłam i schowałam się za Lorasem, którego imię teraz zaczęło przyprawiać mnie o chichot. O ironio był to rycerz kwiatów w Grze o Tron no i wolał mężczyzn... Rzuciłam podejrzliwy wzrok chłopakowi i jeszcze jeden zrobiłam krok wpadając chyba na coś lub na kogoś. Odwróciłam się.
- Uważaj! -żachnął  się satyr. Miał na sobie zieloną bluzkę o dziwo z krótkim rękawkami z napisem "Zbieram puszki na głodujących" plus dopisek "jestem bardzo głodny". Wyglądało to uroczo zważając na to, że miał małe różki i do tego burzę rudych loków. Mógł mieć 15 lat, ale wiedząc, że satyry rosną wolniej mógł mieć nawet 30 lat. Przeprosiłam dodając, że to się nigdy nie powtórzy, co raczej było wątpliwe z moim talentem do wpakowywania się w tarapaty.
- Ej So. Skoro już się pogodziłaś z Greg'iem to może czas polatać? -spytała rudowłosa z wyprowadzonym pegazem maści cremello. -To jest Jutrzenka. Uratowana, jako jedyna z potomstwa, które zginęło z rąk... Jednookich stworzeń. Jest bardzo wyjątkowym pegazem. Potrafi mówić po naszemu tak dodatkowo, bo to jest dar od Zeusa, który powiedział, że da go córce... Myśleliśmy, że chodzi o Thalie, ale klacz jej no cóż... Nienawidziła! Parę razy próbowała ją kopnąć po tym jak próbowała ją pogłaskać nawet, jeśli w drugiej dłoni miała kupę kostek cukrzanach. I jako że potrafiła gadać to nadużywała dosyć brzydkich słów...
-Ej to, że jestem koniem nie znaczy, że nie rozumiem, co o mnie gadacie -prychnęła klacz i zrobiła dwa kroki do przodu. -To chyba ty... Zeus powiedział mi, że będzie miało te dziecko jasną czuprynę, więc myślałam wpierw, że to ten blondyn, ale potem przypomniałam sobie, że chodziło o dziewczynę... Cuchniesz cyklopami... Jednak przymknę na to oko i będziesz mogła na mnie latać, jeśli masz cukier!
Przygryzłam wargę i spojrzałam na rudowłosą, która westchnęła. Z kieszeni wciągnęła uroczą małą, słodką kosteczkę, którą będę musiała oddać klaczy. Wzięłam ją i podeszłam od Jutrzenki. Na wyciągniętej płaskiej dłoni podałam jej kosteczkę a ta powiedziała coś, że czuła smak proszku do prania, przez co Nicole przybrała kolory truskawki, ale prędzej z irytacji niż z speszenia. Wsadziłam jedną stopę w strzemię, po czym z pomocą Nicole wsiadłam na klacz i drugą nogę też w strzemię wsadziłam. Pamiętałam zgięte kolana do konia a palce do góry. Jednak nie wiedziałam czy mam do niej mówić WIO! czy JEDŹ! Bo co jeśli się obrazi i się nie ruszy? Albo z przytupem i chamsko zacznie lecieć tak wysoko, że prawie trafimy w stratosferę a ja będę tylko małą zamarzniętą na kość dziewczynką? Jednak trzeba było coś powiedzieć, bo inaczej będę tylko siedziała w tym siodle trzymając w rękach wodzę.
- No to... Jedziemy a raczej lecimy! -powiedziałam i dałam łydkę koniowi, do czego byłam przyzwyczajona, bo w jednej szkole dostałam najbardziej krnąbrnego konia który niczym osioł nie miał zamiaru jechać i tym bardziej galopować. -Wpierw może galop wokół obozu a potem polatamy... Okay?
-Mam mózg rozumiem! -powiedziała, po czym ruszyła z kopyta jeszcze szybciej niż myślałam. Już prawie zapomniałam jak to zjednoczyć się z rytmem konia do tego ciężko mi było przytrzymywać te kolana i przyciskać je do konia. Jednak nie było tak źle a po jakiś 10 metrach nawet przypomniałam sobie jak to szło. Puściłam strzemiona i rozłożyłam ręce na boki. Włosy (nie zapominając, że miałam je ledwo do ramion)  powiewał mi wiatr było tak idealnie! Parę wzroków było utkwionych we mnie, lecz ja nic sobie z tego nie zrobiłam, bo w końcu często raczej było widać dziewczynę na koniu. Jednak jeden komentarz usłyszałam "Dosiadła Jutrzenki..." i zapewne owy człowiek mówił coś jeszcze jednakże moja kochana klacz pędziła dalej w nieznane. Jednakże tak nagle się zatrzymała a ja przeleciałam przez jej łeb i robiąc salto wylądowałam przed jej pyskiem niczym deska na ziemi.
- Ej...Nic ci nie jest? -spytał jakiś głos. I chciałam mu powiedzieć, że nic tylko że nie mogłam złapać tchu. Łapczywie pobierałam tlen z powietrza. Usłyszałam kroki. Koło mnie pojawił się czarnowłosy chłopak. Pamiętałam go skądś... Lecz nie wiedziałam skąd a teraz, gdy próbowałam sobie przypomnieć przysporzyło mi to wielkim bólem głowy i mroczkami przed oczami. Nic, więc dziwnego, że po chwili zemdlałam...
- Hej -otworzyłam oczy i zobaczyłam, że jestem w takim jakby szpitalu gdzie nimfy i dzieci Apolla uwijały się jak mrówki. Koło mnie siedział czarnowłosy, który nie był zbytnio zadowolony tym, że siedzi tutaj. Lecz ja przecież go nie trzymałam. Mógł sobie iść... -Jestem Nico... Powinnaś mnie pamiętać zważając, że uratowałem ci skórę a teraz jeszcze cię tu przywlokłem chodź mogłem cię zostawić... Twoja klacz jest irytująca prawie 3 razy nazwała mnie śmierdzi trupem...
- Przepraszam -pierwsze słowo, jakie przyszło mi na myśl i zabrzmiało tak jakbym powiedziała to tak "z łaską". Ładnie zaczyna się ta znajomość. -Jestem Sophie córka Zeusa i to ty mnie uratowałeś przed piekielnymi ogarami rozwalając przy tym połowę placówki szkolnej?
- Dokładnie -tak delikatnie, że aż prawie niewidocznie uniósł kącik ust. -A teraz muszę zwiać. Jakby, co mnie tu nie było a ty tym bardziej mnie nie widziałaś i przyniósł cię tu jakiś heros, ale nie pamiętasz, jaki. Okay?
- Nie mogę ci powiedzieć skoro cię nie widziałam, bo to można uznać za to, że gadam sama do siebie, co jest dziwne... -powiedziałam a chłopak zaśmiał się. Jestem baranim łbem właśnie z nim rozmawiam mówiąc o tym, że skoro go nie ma to tak jakbym gadała do siebie... Moja filozofia mnie dobija...
Chłopak wyszedł a ja próbowałam zamknąć oczy i jeszcze chwilkę się przespać jednak nie dano mi tego rarytasu, bo koło mnie na wolnym łóżku usiadł Loras a za nim po drugiej stronie Nicole. Uroczo... Właśnie tak to jest jak masz zamiar pobyć sama i pospać.
- Ładna bluzeczka... W końcu jesteś jedną z nas -powiedział uśmiechając się od ucha do ucha jak idiota mój przyjaciel. No tan najwyraźniej jakimś magicznym sposobem moje stare ciuchy leżały oparte o ramę łóżka a sama miałam pomarańczową bluzkę obozu oraz jeansy i bose stopy. Co jednak było najgorsze miałam równo przystrzyżone włosy! To musiała być Afrodyta czułam to! Wredny babsztyl chce ze mnie zrobić lalunie, jakich nie mało. Obawiałam się jednak najbardziej o moją twarz, bo jeśli mam na niej chodź troszeczkę pudru czy też tuszu do rzęs to będę mordować i to z zimną krwią!
- Nimfy i wolontariusze mówią, że przeżyjesz i że możemy cię już zabrać -powiedziała. -Lecz nie możesz się wysilać więc zawołałam posiłki. Mam nadzieje, że nie poczujesz się zmieszana, że jakiś umięśniony chłopak przeniesie cię do wielkiego domu?
Miałam nadzieje, że żartuje lecz z Nicole która przypominam jest córką Bogini pudru i miłości nic nie było pewne i obawiałam się że to mogła być prawda. Jednak moje przeczucia, co do tego się nie myliły. Jednak nie powiem fajnie jest się być niesioną przez naprawdę ładne ciacho od Hermesa, któremu towarzyszył klon. Jak się dowiedziałam byli to bliźniacy. Travis i Connor. Którzy co chwila dogryzali sobie nawzajem, ale dzięki bogom tylko słownie gdyż Travis mnie trzymał a Connor na Hadesa go ciągle podpuszczał. Nicole próbowała jakoś ich powstrzymać a Loras tylko ich dopingował przy okazji dźgając mnie w bok wchodząc pod nogi  Travisowi. Cóż wy prosty i krótki odcinek dłużył się w nieskończoność aż w końcu Connor naprawdę wnerwił brata, że ten "podarował" mnie Lorasowi żeby mnie potrzymał  jakbym była rzeczą. Ci zaczęli się lać a Rudowłosa wzniosła oczy ku niebu i rozkazała Lorasowi mnie zanieść do wielkiego domu. Z uśmiechem i na Bogów w podskokach ze mną na rękach ruszył przed siebie do budynku, który był oddalony od nas o jakieś 30 metrów.
- Nie uniesiesz mnie! –powiedziałam z kwaśną miną –Jesteś za cienki Bolek a ja za gruba żebyś mnie doniósł do wyznaczonego celu Loras.
- Czy mogłabyś przestać narzekać moja lady? –prychnął.
-I am not a lady i am khalees –powiedziałam poważnie, po czym spojrzałam na głuptaka z głupiutkim uśmiechem. Zaczęłam się chichrać, co raczej nie wpływało dobrze na to, że mógł mnie uważać za osobę mało normalną. Lecz no cóż to właśnie mnie charakteryzowało. Głupi uśmiech i piękny śmiech.
- I ty uważasz, że to ja jestem amatorem kwaśnych jabłek? –spytał a ja znów wpadłam w gromki śmiech. Chłopak zmarszczył brwi, po czym spojrzał w niebo. Nie było ani jednej chmurki. To był jeden z moich talentów. Moje samopoczucie często było takie same jak pogoda, bo pogoda zmieniała się wraz z moim samopoczuciem. LOGIKA!
- Masz ładne oczy –palnęłam od rzeczy. Czasami się tak zachowywałam jakbym naćpała się niewiadomo, czego w niewiadomo, jakich ilościach. Mój uśmiech znikł a ja oblałam się rumieńcem.
- Wiesz, co… Może pokazać ci mój domek? Jest jeszcze bliżej. Do tego poznasz moje rodzeństwo –uśmiechnął się delikatnie. –I no… Eh… Dzięki… Nie, co dzień słyszy się od dziewczyny, że ma się ładne oczy no chyba, że jest się synem Afrodyty a nie, kochanej Demeter. Ty też masz ładne włosy…
- Jak widzę flirt ci zbytnio nie idzie –zachichotałam. –Przyjacielu głupi jak buty. Będziesz od dzisiaj wyżej ustawiony w randze! Nie będziesz plebsem, będziesz moim rycerzem. Rycerzem kwiatów!
Na samo słowo zaczęłam chichotać a biedny chłopak nie miał pojęcia, o co mogło mi chodzić i miejmy nadzieje że się nie dowie bo się obrazi albo wypnie dumnie pierś i nazwie mnie Sansą albo Margaery a wtedy freinzone gwarantowane chodź mnie tam nie obchodzi czy będziemy razem czy będziemy tylko przyjaciółmi wolę i wybieram 2! Gdyż wielbię, kiedy każda znana mi osoba mówi mi, że coś jest a ja odpowiadam „TO TYLKO DO JASNEJ GROMA ANIELKI PRZYJACIEL! P R Z Y J A C I E L!” To akurat był sarkazm… Tak, bo raczej ten kto był w takiej sytuacji by się nie domyślił. W środku domku nr 4 panował porządek i było zielono. Dosłownie i w przenośni. Pełno było zieleniny i ogólnie większość ścian miało kolor zielony. Chłopak zaniósł mnie na pięterko gdzie znajdował się jego pokój, bo poniżej miały pokój jego siostry. Był to kolorystycznie… Tak wyjątkowo… Zielony pokój, bo jakżeby było inaczej. Posadził mnie na jego łóżku a sam podszedł do regału z bzdetami i wyciągnął… Tablet! Nie mam pojęcia skąd go on wytrzasnął, ale go miał!
- Oglądałaś może kiedyś jakieś anime? –spytał z uniesionym kącikiem ust jakby wiedział coś, czego ja nie wiem, co było prawdopodobne. Potrząsnęłam głową, bo pamiętałam, że oglądałam kiedyś jak byłam mała „Czarodziejkę z księżyca” i na samą myśl zrobiło mi się jakoś głupio. –A oglądałaś Atak Tytanów? Albo… Kuroshitsuji?
- Coś mi dzwoni, ale jednak nie mam pojęcia, w jakim kościele –powiedziałam wzruszając ramionami a ten z uśmiechem (taka prawda…) zboczeńca rzucił się na swoje łóżko koło mnie i włączył swój tablet, który od razu go przywitał „WITAM CIĘ LORASIE PIERWSZY TEGO IMIENIA”. I w tym momencie padłam na jego łóżko i zaczęłam się śmiać, bo najwyraźniej bardzo dobrze wiedział, kim jest jego postać i nie wstydził się tego a ja, jako że jestem tolerancyjną osóbką przestanę się śmiać i będę taka nienormalna jak zwykle.
- No to może Atak tytanów na początek? –spytał i w plikach odnalazł daną bajeczkę, którą już po pierwszym odcinku mogłam sklasyfikować, iż to nie mogła być normalna bajeczka. Przecież tam pożerają ludzi tytany tak jak cyklopy herosów… Chłopak padł na poduszki a ja padłam koło niego i tak razem oglądaliśmy cały pierwszy sezon Ataku Tytanów. Oraz po obejrzeniu nastała nasza pierwsza kłótnia, który bohater lepszy… Cóż, ale kto się czubi ten się lubi jak to mawia przysłowie. Ciekawi mnie jednak czy Loras po prostu jest przygłupem… Nie no żartuję po prostu przygłupim kochanym przyjacielem. Jest to mój ulubiony idiota i chyba na razie jedyny…

I na koniec uroczy gif ^^ :D
Jeśli ktoś to skomentuje i ogólnie skomentuje moje wypociny to będę zmotywowana do napisania kolejnego rozdziału ^^ :) Pozdrowienia z podziemia. Córka Zeusa :* 

3 komentarze:

  1. Rozdział fajny, taki luźny, do czytania na poprawę humoru. Jedyne, do czego się mogę przyczepić, to błędy, których niestety trochę jest.
    A gif cudowny i bardzo słodki <3 Most do Terabithii to jeden z moich ulubionych filmów :")
    Wesołych Mikołajek! :)
    Merr
    tworczosc-merr.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem wiem... Błędy to moja pięta Achillesowa ;-; Spróbuję jakoś poprawić się jeśli chodzi o nie ^^

      Usuń
    2. I nawzajem miłych Mikołajek ^^

      Usuń